Czy wiesz, jak odkryto witaminę B5?

Witamina B5
Inne nazwy – kwas pantotenowy, Bios II, czynnik przesączalny.

Zwana nieformalnie
wszechobecnym antystresowcem.
I jak zwykle na początek trochę historii. Badania nad witaminami
sięgają niejednokrotnie poza umowną granicę czasową od której
liczymy historię witamin. Tą cezurą czasową jest rok 1911 –
data w której użyto po raz pierwszy określenia „witamina”.
(K.Funk). Nie znaczy to jednak przecież iż przed Funkiem nie było
witamin!

Tak rzecz się ma z biotyną, inozytolem i kwasem pantotenowym –
naszym aktualnym bohaterem.
Owo tedy, historia badań nad kwasem pantotenowym zaczyna się aż od
L. Pasteura i roku 1853 – a więc na grubo przed odkryciami Funka.
Przypomnijmy, że badania Pasteura zostały zapoczątkowane przez
mocno zaniepokojonych francuskich winiarzy… Cóż ich tak zatem
niepokoiło?
No, a cóż może zaniepokoić winiarzy? Oczywiście że nie jakaś
głupia polityczna sprawa (z taką by sobie poradzili!) ale rzecz jak
najbardziej poważna trudna – kłopoty we własnej branży.. no bo
proszę sobie wyobrazić – mamy piękne lato, odpowiednią ilość
opadów, udane zbiory i … wino z niejasnych i zupełnie niepojętych
powodów…. kwaśnieje!
Zrozumiałym jest rozgoryczenie osobnika, któremu skwaśnieje
butelka ulubionego winka którą chciał sobie poprawić nastrój,
zrozumiała jest – jako żywo – desperacja w którą wpadnie
takiż osobnik, któremu skwasi się gąsiorek takiego napitku, ale
już gdy taki stan grozi wieluset litrom albo i większej ich ilości
całym zbiorom! – tu już można popaść w ciężką depresję –
boć ani winka, ani zysków (za które można by kupić pokrzepiające
winko!). Co prawda – skwaśniałe winko można by jeszcze sprzedać
(aceto di vino – ocet winny – używany w kuchni) aleć to już
nie te zyski, a i popić tego – w żaden sposób się nie da!!!!

Ciężka frustracja winiarzy była więc nader zrozumiała

Zaś Ludwik Pasteur był podówczas zafascynowany badaniem zjawiska
asymetrii kryształów tworzących się w pewnych warunkach w
fermentującym soku z winogron – był więc mężem opatrznościowym
dla licznego grona Bardzo Sfrustrowanych Winiarzy.
Zjawisko które tak zafrapowało Pasteura dzieliło występujące
kryształy kwasu gronowego na wyraźne dwie grupy, podobne do siebie
ale będące swoim lustrzanym odbiciem. W tych kryształach kwasu
gronowego wyróżniały się – jak już wspomniano – dwie
odmiany: 1.Kwas D-winowy, 2.kwas L-winowy.
Dziś zwiemy je racemicznymi i oznaczamy skrótem (rac.), ale wówczas
nie znano jeszcze tego pojęcia.
Kryształy tych związków były prawie identyczne – ale jeden z
nich miał płaszczyzny ścięte ukośnie w prawo zaś druga odmiana
była taka sama, ale płaszczyzny miała ścięte ukośnie w lewo.
Pewnie tak dla ułatwienia…..
Takie zjawisko w krystalografii było wówczas już znane i nosiło
nazwę hemiedrii.
Pasteur, obserwując owe kryształy poprzez potężny wynalazek
swoich czasów – mikroskop, był nimi zafascynowany i przy okazji
odkrył metodę ich rozdzielenia, ale także wysunął przy okazji
bardzo uogólnioną i wybiegającą w przyszłość hipotezę iż
tejże asymetrii krystalicznej kwasu gronowego, musi odpowiadać
analogiczna asymetria w budowie strukturalnej cząsteczek chemicznych
tego związku. Hipoteza ta w wiele lat później znalazła swe
naukowe potwierdzenie.
Jednakże sugestie Pasteura były jeszcze dalej idące – nie
dotyczyły już tym razem kryształów kwasu gronowego, ale
uogólniały jego poglądy na zjawiska symetrii i asymetrii na świat
całej znanej przyrody – a więc i na astronomię (asymetria
galaktyk), ruch cząsteczek światła (prawo i lewo-skrętne fotony),
magnetyzm ziemski, dodatnia i ujemna elektryczność…
Dziś do tego zestawu można by dodać – dualizm
korpuskularno-falowy, zagadnienia materii i antymaterii, kręt (spin
– czyli moment obrotowy elektronu), czy też wreszcie fascynująca
fizyków epoki Wielkiego Zderzacza Hadronów w CERN pod Genewą
teoria supersymetrii….

Nieźle jak na rok 1853!

Wróćmy jednak do Pasteura i jego Bardzo Mocno Sfrustrowanych
Winiarzy.
Nic więc dziwnego że w takiej sytuacji Pasteur przyjął ofertę
Winiarzy (nadal Bardzo Mocno Sfrustrowanych!) z ogromną
przyjemnością, tym bardziej iż oferta zdawała się nieść ze
sobą prócz moralnego także i bardziej namacalne materialnie
perspektywy wsparcia.
A było nie było – gotowy grosz nigdy brzydko nie pachnie!
Nadto – rysowała się także bardzo namacalnie – perspektywa
naturalnej premii zyskanej po sfinalizowaniu sprawy, a jakąż to
premię Nieodmiennie Sfrustrowani Winiarze mogli mieć na myśli? No
przecież nie stado prosiaków, czy korzec pszenicy!!!
Problem który spędzał naszym sfrustrowanym Winiarzom sen z powiek,
nie wydawał się być problemem przerastającym możliwości
Pasteura.
Zatem – z żywiołową energią zabrał się on do roboty.
Zagadnienie fermentacji nie było rzecz jasna novum w nauce – znana
była ona ludom starożytnym – ludy azjatyckie od praczasów
pędziły kumys z kobylego mleka, grecy gustowali bardziej w winie,
takoż i narody bliskiego wschodu, od nich przejęli ten proceder
Rzymianie, średniowieczni alchemicy także już wiedzieli jak
wykorzystać efektywnie ów proces, któremu zresztą nazewnictwo
nadali uczeni arabscy (al.- kohol znaczy dosłownie po arabsku „duch
wina”).
Praktycznie – trudno było wtedy już znaleźć społeczność
która by czegoś tam w jakiś tam sposób nie pędziła.
Zupełnie jak w dzisiejszych czasach!

Doświadczenia było więc w bród – można było je czerpać
(nomen-omen!) pełną garścią.(by nie rzec – chochlą!)

Justus Liebig – wyrocznia ówczesnej biochemii
– stał na stanowisku że procesy fermentacyjne regulowane są
przez pewne substancje białkowe posiadające „katalityczną siłę”
zmieniania cukru w alkohol i dwutlenek węgla., zaś Pasteur,
obserwując pilnie owe procesy (eh, ta premia naturalna Winiarzy! Jak
ona potrafiła wyostrzyć zmysły!) doszedł do przekonania, że
fermentacja jest związana z procesami życiowymi drożdży i
prowadząc uważne obserwacje ich (nie Winiarzy a drożdży!) pod
mikroskopem stwierdził iż przyczyną kwaśnienia wina są
mikroskopijne twory
mycoderma aceti
które tak podstępnie i wyraźnie ze złą wolą przerabiają
smaczne winko na kwaśny ocet.
Reszta, dla naukowca kalibru Pasteura była już
trywialna – wystarczyło podgrzać wino do temperatury 40-60
oC
aby zniszczyć w nim zarodki pasożytniczych
mycoderma
aceti,
a w dodatku ta prosta i
niekosztowna przecie operacja wcale nie pociągała za sobą utraty
jakichkolwiek walorów – czy to smakowych czy to zapachowych, czy
też wreszcie odnoszących się do klarowności….
Sukces był więc absolutny. Bardzo Sfrustrowani i Nieufni Winiarze,
natychmiast wypróbowali ową metodę, po czym ze skutkiem
natychmiastowym przestali być bardzo sfrustrowani i nieufni, a wręcz
na odwrót – stali się NATYCHMIAST Najszczęśliwszymi Winiarzami
Owego Czasu. Zbiory i ich reputacja były URATOWANE!!!!!
No bo przecie proszę sobie pomyśleć – cóż to by była za ujma
gdyby tak Jejmość Królowi dostarczyć do Dworu … skwaśniałe
wino!? Despekt i dyshonor na całe życie!
Winiarze więc wypłacili bez nijakiego szemrania to co mieli
wypłacić, uhonorowali Pasteura wspomnianą „premią naturalna”
(historia milczy o tym jakież to ilości winka wchodziły w grę) i
rozjechali się iście w szampańskich humorach do swoich uratowanych
winnic. (i piwnic), aby z „pilnością i wszelakim rozumem”
wdrażać metodę odkrytą przez ich Dobroczyńcę i Ojca
Troskliwego.

Pozostawmy ich zatem w…. hmmm … błogostanie i wracajmy dalej
do badań Pasteura

Tenże zaś nie spoczął na laurach i w dalszym ciągu,( no, może
po kilkudniowej … przerwie!) problematyką hodowli drożdży i
fermentacji co doprowadziło go do słusznego przecie wniosku, że
tak jak fermentacja, tak i inne procesy rozpadu – gnicia są
wynikiem procesów życiowych bądź to drożdży, bądź innych
mikroorganizmów czy bakterii.
W latach późniejszych Pasteur toczył zresztą na ów temat ze
wspomnianym już Liebigiem
Wieloletni spór o istotę fermentacji. Pasteur zauważył bowiem iż
drożdże mogą żyć i rozwijać się w środowisku zawierającym
tylko cukier i składniki mineralne.
Ten eksperyment powtórzył Liebig – ale nie
udało mu się powtórzyć wyników Pasteura – i stąd stał się
jego zagorzałym antagonistą. Zdaniem Liebiga, aby drożdże mogły
się rozwijać konieczna była w pożywce obecność organicznych
substancji – np. kawałka mięsa, Pasteur zaś stał na stanowisku
iż komórka drożdży czerpie składniki mineralne ze składników
nieorganicznych środowiska w którym się znajduje. Spór toczył
się przez wiele lat w międzyczasie powołano Pasteura na członka
prestiżowej Akademii Nauk Ścisłych, następnie Pasteur stoczył
homerycki bój z francuskim biologiem Feliksem Pouchet o
samorództwo,
potem wybuchła wojna prusko-francuska, a spór z Liebigiem trwał,
trwał…. aż Liebig umarł.
Szkoda że w 1873 śmierć Liebiga przerwała ów
dyskurs dwu uczonych. Pasteur bowiem, pragnąc zakończyć spór na
miarę naukową, przeprowadził eksperyment mocą którego miał
wykazać przed Liebigiem słuszność swojej tezy Osią doświadczenia
Pasteura było przeprowadzenie eksperymentu w taki sposób aby jego
antagonista utracił swoje argumenty. Pasteur skonstruował specjalne
naczynie laboratoryjne – kolbę z dwiema szyjkami z których jedna,
krótsza zakończona była gumową rurką ze szklaną zatyczką,
druga zaś dłuższa, wygięta była tak by doprowadzała tylko
powietrze, zaś żadne – nawet bardzo drobne żyjątka nie mogły
się dostać do środka kolby. Dodatkowo, znajdował się w owej
esowato wygiętej rurce filtr uczyniony z azbestu

Do tak przygotowanej retorty Pasteur wlał następujące składniki:
Wodę destylowaną ,
1 g kwaśnego winianu potasu, 0,5 kwaśnego
winianu amonu, 1,5 siarczanu amonu, 1,5 popiołu z drożdży i 200g
cukru. Roztwór powyższy został zagotowany i po ostudzeniu
wprowadzono doń śladowe ilości drożdży, a rurkę przez którą
wprowadzono drożdże zatkano szczelnym szklanym korkiem.. Po
niespełna pięciu miesiącach pobrano próbkę roztworu i …
Pasteur znów triumfował.!!! W kolbie nie wyrosło nic prócz
drożdży a pozostały w niej zaledwie 2 gramy cukru Uzyskane wyniki
świadczyły więc iż rację w sporze miał Pasteur, jednakże
historia lubi płatać figle, nawet swym beniaminkom. Wiele lat
później okazało się iż rację miał również i Liebig – do
przeprowadzenia fermentacji nie jest potrzebna żywa komórka;
wystarczy tylko obecność samego enzymu katalizującego proces
rozpadu cukru na alkohol i CO
2.
Zaś w sprawie hodowli komórek drożdży w roztworze cukru …to
obaj uczeni mieli słuszność! Udowodnił to w 30 lat później
badacz z Belgii (1901 rok) Wildiers stwierdzając iż drożdże mogą
się rozwijać na pożywce zastosowanej przez Pasteura, zaś to, iż
Liebigowi się nie udało powtórzyć jego doświadczenia świadczyło
tylko o tym iż Liebig wprowadził zbyt mało komórek i dlatego jego
eksperyment się nie udał.
Wildiers wykazał iż do rozwoju komórek drożdży
konieczne jest prócz substancji mineralnych pożywki, pewne minimum
substancji organicznych (kawałek mięsa Liebiga) które zdaniem
Wildiersa były tu
czynnikiem
wzrostowym
.
Zapamiętajmy to określenie gdyż
będzie ono niedługo przydatne.
Ów czynnik towarzyszący komórkom drożdży był
konieczny zdaniem Wildiersa i wprowadzano go podczas zaszczepiania
pożywki i jeśli wprowadzimy go zbyt mało to hodowla drożdży się
nie rozwinie (i z wina nici) – tak ja to miało miejsce w
eksperymencie Liebiga. Tenże czynnik wzrostu został nazwany przez
Wildiersa Biosem – od greckiego słowa
bios
życie.
Po następnych dwudziestu latach wyjaśnieniu uległ następny
fragment zagadek rządzących fermentacją., gdyż wyjaśniono że
nie wszystkie odmiany drożdży wymagają obecności w pożywce
czynnika wzrostu – biosu, bowiem niektóre z odmian drożdży
(dzikie) przeprowadzają jego biosyntezę samoistnie , które to
zjawisko było doskonale znane Zacnym i Zadowolonym Winiarzom gdyż
powyższe dotyczyło zwłaszcza szlachetnych odmian winorośli na
których pasożytujący mikroorganizm, spełniał zarówno funkcję
drożdży jak i czynnika wzrostu.

Tylko zatem rasy hodowlane drożdży wymagały dostarczania biosu
wraz z pożywką

Wyjaśniło się także iż bios nie jest substancją jednorodną
lecz jest mieszaniną kilku związków organicznych – roztwór
biosu potraktowany octanem ołowiu rozdzielał się na dwie wyraźne
frakcje – rozpuszczalną i nierozpuszczalną. W związku z tym
jednej rozpuszczalnej nadano nazwę „bios II ” zaś
nierozpuszczalna została określona mianem „bios I ”.
Tenże „bios I ” został w 1928 roku rozpoznany jako
6-hydroksycykloheksan, zwany też mio-inozytolem lub i-inozytolem
(Eastcott)
Jednak o wiele więcej przysporzył badaczom drugi bios – „bios
II” gdyż także nie okazał się być strukturą jednorodną –
dawał się rozdzielać na następne dwie frakcje – i jedna z
nich – finezyjnie nazwana bios II B dawała osad na węglu
aktywowanym Miller i Lash – Kanada), zaś druga – rozpuszczalna –
pozostająca w roztworze uzyskała nazwę bios II A.
Największe zasługi w ostatecznym wyizolowaniu,
oczyszczeniu i zbadaniu biosu II B położył Kögl z Utrechtu i
nazwał go
biotyną – o
niej szersza monografia zawarta zostanie w części dotyczącej wit.
H (która należy jednak dla ułatwienia – oczywiście – do grupy
witamin B). Frakcja bios II A została przezeń przemianowana na bios
III.
W tym miejscu uprasza się Szanownego Czytelnika by okazał jeszcze
odrobinę cierpliwości i nie masakrował swojego komputera jako
substytutu autora. Niestety autor nie mnoży sobie tych biosów z
urojonej potrzeby utrudniania zrozumienia tego tekstu, tak rzeczy się
miały bowiem w istocie , zaś owe „biosowe” dywagacje są
niezbędne z punktu widzenia właściwego zrozumienia zagadnień
późniejszych.
Czytelnik uproszony o cierpliwość może przejść do dalszej
pasjonującej lektury, czytelnik wkurzony proszony jest chwilowe
zaprzestanie lektury i wykonanie kilku głębokich wdechów i
wydechów, po czym – już jako Czytelnik uproszony może (o ile
jest w stanie) powrócić do lektury dalszej.
A zatem – dalsze losy biosu III (dawnego czynnika bios II A
wykazały iż także nie zalicza się on do związków chemicznych a
jest mieszaniną., w której to mieszaninie najbardziej
charakterystycznym wydawał się być wrażliwy na środowisko
alkaliczne i temperaturę substrat który okazał się niezbędny do
rozwoju drożdży a i nie tylko drożdży.

Badaniem tej substancji zajął się amerykański uczony R.J Williams
i nazwał go …. bios….
Nie to już mój osobisty żart. Ta substancja o
której już można było powiedzieć iż jest jednorodna została
przez Williama nazwana
kwasem
pantotenowym
który w późniejszej
nomenklaturze biochemicznej otrzymał sprawiedliwie godność i nazwę
witaminy B
5..
Okazało się iż związek ten – podejrzewany
przez Williama o kwasowy charakter (wrażliwość na zasady) jest
bardzo rozpowszechniony w przyrodzie i to zadecydowało o nadaniu mu
tejże nazwy –
panta
po grecku znaczy bowiem wszechobecny. Jednakże do dziś-stare jego
nazwy – Bios II , czynnik przesączalny – utrzymały się w
nomenklaturze siłą tradycji.
Znakomita rozpuszczalność w wodzie, alkoholu, i innych
organicznych rozpuszczalnikach, niewątpliwie ułatwiły Williamowi
wyizolowanie tego związku chemicznego w drodze ekstrakcji wątroby
zwierzęcej etanolem, i odsączenie produktu na węglu aktywowanym z
którego został następnie wypłukany roztworem amoniakalnym.
Williams aby uzyskać w 1939 roku 3 g czystej soli wapniowej kwasu
pantotenowego musiał zużyć 250 kg wątroby cielęcej!. Ustalono
wzór sumaryczny otrzymanego w ten sposób związku na
(C9H16O5
N)2.Ca,
zaś potem podano wzór sumaryczny już czystego kwasu pantotenowego
– C9H17NO5..
Bardziej szczegółowe badania wykazały iż kwas pantotenowy jest
produktem kondensacji dwu związków –
1)aminokwasu β –alaniny(pochodnej kwasu propionowego
oraz
2)pochodnej kwasu masłowego – kwasu α,γ
–dwuhydroksy-β,β’-dwumetylomasłowego
Powyższe oczywiście jest przeznaczone dla Czytelników Wnikliwych i
Uważnych.

W roku 1940 T. Reichstein (Szwajcaria) i niemiecki noblista z
dziedziny chemii R.Kuhn uzyskali syntetyczny kwas pantotenowy,
następnie zaś ustalono jednośc czynnika przesączalnego z
pantotenianem. Okazało się iż kwas pantotenowy jest niezbędny do
rozwoju drobnoustrojów (drożdży) ale jest równie niezbędny w
pożywieniu zwierząt wyższych – np. jego brak u szczurów
powoduje zaburzenia w pigmentacji owłosienia – mówiąc inaczej
okazało się iż szczury pozbawione kwasu pantotenowego – siwieją.
Nikt się specjalnie siwieniem szczurów by nie przejął gdyby
okazji nie zwietrzył przemyysł kosmetyczny i … rozpoczęła się
wielka ale i zupełnie nieudana kariera kwasu pantotenowego jako
czynnika przeciwko siwiźnie. A jeżeli przeciwko siwiźnie to i
pewno przeciwko łysieniu.! W całym światku mocno łysiejących i
szpakowatych panów i pań zapanowało niezdrowe podniecenie i trend
do szalonych eksperymentów – jednak zarówno szpakowaci jak też
i łysi – ku swemu niekłamanemu żalowi musieli się obejść
smakiem – okazało się iż kwas pantotenowy wśród populacji
ludzkiej9zwłaszcza tej łysawej i szpakowatej) nie wywołuje skutków
przez nią oczekiwanych i bujne loki, jak i smolistą czerń włosów
należało jednak odłożyć ad acta.

Obecnie wiadomo iż kwas pantotenowy także (jak to już intuicyjnie
przeczuwał Pasteur!) ma swoją racemiczność – także ma swoje
odmiany z tymże prawo i lewo-skrętne. Prawoskrętna odmiana wchodzi
w skład koenzymu A (CoA).
Kwas pantotenowy należy do najmniej trwałych witamin z grupy B;
jest niezbędny do produkcji w/w koenzymu A (którego synteza jest
uzależniona od podaży kwasu pantotenowego w diecie) i białka
nośnikowego rodnika arylowego ACP
(acyl
carrier
protein)
– które to enzymy zmieniają węglowodany i tłuszcze w energię.
Kwas pantotenowy bierze udział w syntezie hormonów sterydowych,
uczestniczy w syntezie hemu do hemoglobiny i cytochromów, bierze
także udział w wytwarzaniu przeciwciał a także w regeneracji
komórek skóry i błon śluzowych. Kwas pantotenowy jako składnik
koenzymu A wpływa na przemiany tłuszczowo-białkowe obniżając
znacznie poziom cholesterolu.

Enzymy (w/w) służą do produkcji erytrocytów jak i wit. D

Wit B5
jest tą witaminą której niedoboru – o ile się odżywiamy
prawidłowo – praktycznie nigdy nie doświadczymy, gdyż znajduje
się niemal w każdym produkcie spożywczym i stąd nie obserwujemy
jej niedoboru w warunkach naturalnych.
W związku z powyższym jest pierwszym (ale nie ostatnim) suplementem
dla którego nie ustalono referencyjnych norm spożycia DRI – bo
skoro niedobór nie występuje – to po co ustalać DRI?
Sztucznie wywołane niedobory wit. B5
powodują:
  • zespół piekących stóp,
  • bóle głowy i brzucha,
  • nudności i wymioty,
  • zmniejszenie odporności,
  • początkowe pobudzenie psychiczne przechodzące później w
    depresję (senność, zmęczenie, apatia)
  • parestezje, stany zapalne oskrzeli, obniżenie ciśnienia krwi,
    częstoskurcz.

Kwas pantotenowy znalazł zastosowanie w leczeniu stanów zapalnych
błon śluzowych, w zapaleniu nerwów obwodowych, oraz w atonii
jelit.

Jedyną grupą ryzyka narażoną na niedobór kwasu pantotenowego są
długoletni alkoholicy.
Duże ilości kwasu pantotenowego zawierają drożdże, wątroba
wieprzowa, wątroba cielęca, jaja, niełuskane ziarno pszenicy,
płatki owsiane, pełnoziarnisty chleb, mięso wieprzowe, wołowina,
mleko, ziemniaki, szpinak, marchew, kapusta.

Suplementy

Kwas pantotenowy jest zarazem i najmniej poznaną witamina grupy B,
ale wiadomo iż najlepiej się sprawuje w towarzystwie swoich
licznych kuzynów – tiaminy, ryboflawiny, niacyny, pirydoksyny i
biotyny.
Znany jest także pod mianem witaminy
antystresowej – – jako że gdy znajdujemy się w sytuacji
stresogennej, to wtedy organizm wytwarza więcej hormonów (np.
adrenaliny) zaś do tego jest niezbędny właśnie nasz „pan
wszechobecny” – kwas pantotenowy. Jeśli stres jest permanentny
niekiedy lekarze mogą zalecić dodatkową suplementację wit. B
5
– która na pewno nie zaszkodzi.
Kwestią dyskusyjną jest to, czy pomoże.
Suplementy wit. B5
z reguły zawierają pantotenian wapnia u osób przyjmujących
doświadczalnie gigadawki (10-20 g = 10.000 – 20.000 mg) może
wystąpić biegunka, ale innych skutków nie zaobserwowano.
Suplementy te jednak są drogie i nie ma praktycznego uzasadnienia
aby je przyjmować – no chyba że komuś bardzo zależy na
biegunce, ale jeśli o to idzie to są znacznie tańsze i bardziej
skuteczne sposoby.
Inną postacią wit. B5
jest panthoderm – znajduje się on w kremach i logionach do skóry,
skutecznie łagodzi on wszelkie podrażnienia zadrapania, skaleczenia
i drobne oparzenia.
Innym suplementem jest panteina, której organizm nie zmienia w
enzymy i dlatego może być ona wykorzystywana do celów szczególnych
jak n. obniżenie wysokiego poziomu cholesterolu.
Badania nad
wpływem panteiny na stężenie cholesterolu są obecnie w fazie
wstępnej jednakże wydaje się iż panteina istotnie obniża wysokie
stężenie cholesterolu i trójglicerydów – wyniki są tu co
najmniej obiecujące
.

UWAGA – pacjenci z chorobą
Parkinsona i leczący się Lewodopą nie mogą przyjmować
suplementów kwasu pantotenowego gdyż wchodzą one w interakcję z
lekiem.

Osoby trenujące sportu wyczynowe (kulturyści,
biegacze długodystansowi lekkoatleci) stwierdzają iż Wit B
5
pomaga im zintensyfikować treningi i poprawić wydolność
organizmu.

MITY O wit.
B
5
.
  • wzmocnienie odporności – może mieć takie znaczenie, ale
    dotyczy to tylko panteony,
  • hamuje łysienie i siwienie – faktycznie, ale u szczurów,
  • pomaga w RZS (Reumatoidalnym Zapaleniu Stawów) – dowody na to są
    nikłe,
  • leczy alergie – dowodów brak,
  • spowalnia starzenie się organizmu –
    faktycznie prowadzono kiedyś w tym kierunku badania, ale na
    myszach. Jeśli komuś chodzi o to by mieć wiecznie mlode myszy w
    domu można spróbować.